
Legia Warszawa wygrała 2:0 z Miedzią Legnica w meczu 24. kolejki piłkarskiej Lotto Ekstraklasy. Nasza drużyna przy Łazienkowskiej była tak przestraszona mistrza Polski, że w zasadzie nie podjęła nawet walki, tylko czekała na wyrok.
Ani jednego strzału, nawet niecelnego, nie oddała Miedź w pierwszej połowie spotkania z mistrzem Polski. Co tu dużo ukrywać – przestraszeni legniczanie przed przerwą wyglądali w stolicy dramatycznie.
Miedź choć miała większe posiadanie piłki (51-49 proc.), to jednak nie miała nic do powiedzenia, przegrywając z gospodarzami walkę w środku boiska. Jej najlepszym zawodnikiem był Łukasz Sapela, który dwukrotnie zatrzymał Iuriego Medeirosa.
W 22 min. doświadczony golkiper był jednak bezradny gdy piłkę do siatki pakował osierocony przez Aleksandara Miljkovicia – Carlitos. Co ciekawe, był to już siódmy w tym sezonie gol Legii po rzucie rożnym. Dla Miedzi – siódmy stracony po tym stałym fragmencie gry. Legniczanie pozostają przy tym jedyną drużyną w lidze, która ani razu nie zamieniła rożnego na gola. A miała ich już blisko 120!
Po przerwie obraz gry zmienił się niewiele. Miedź co prawda oddała w końcu pierwszy strzał na bramkę (Henrik Ojamaa w 64 min.), ale przegrywała już wówczas 2:0 po tym, jak zza pola karnego przymierzył najlepszy w Legii obok Andre Martinsa, były pomocnik włoskiej Genoi - Medeiros.
Legia wygrała małym nakładem sił, przez długie fragmenty spotkania grając na pół gwizdka. Dowód? Piłkarze trenera Ricardo Sa Pinto przez 90 min. tylko cztery razy uciekali się do przekraczania przepisów! Miedź nieźle wyglądała tylko w końcówce, gdy gospodarze już sobie nieco odpuścili. Rezerwowy Łukasz Garguła trafił nawet z rzutu wolnego w słupek.
Legia Warszawa – Miedź Legnica 2:0 (1:0)
Bramki: 1:0 Carlitos 22, 2:0 Medeiros 62.
Legia: Majecki – Vesović, Jędrzejczyk, Wieteska, Rocha – Cafu, Martins (77 Antolić) – Medeiros (70 Kucharczyk), Szymański (52 Hamalainen), Nagy – Carlitos.
Miedź: Sapela – Milijković, Musa, Bartczak – Zieliński, B. Fernandez, Santana (74 Piasecki), Camara – Roman (46 Ojamaa), Forsell (83 Garguła), Szczepaniak.
FOT. B. Hamanowicz (miedzlegnica.eu)
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Zawsze broniłem dobrego imienia klubu. Nigdy nie oczerniałem ani zawodników ani trenera. Gdy miałem coś do zarzucenia starałem się by była to konstruktywna krytyka. Tak jest i tym razem. To że Miedź przegrała z Legią na Łazienkowskiej 2:0 dla tych co nie oglądali meczu pozostanie li tylko faktem statystycznym. Z Legią można przegrać. To w końcu mistrz Polski. Klub z budżetem oscylującym w okolicach 100 mln. Klub ze stolicy. Zatem nie byłoby problemu gdyby nie styl w jakim nasi zawodnicy rozegrali ten mecz. Bojaźliwie, bez zęba, bez wolicjonalnego zaangażowania. Być może intencje były. Hmm.... jestem pewien, że były, ale z przebiegu gry, same chęci się nie obronią, bo najzupełniej w świecie nie było ich widać. Być może Legia nie była do pokonania. Dla nich ciężar gatunkowy tego meczu był bardzo duży. Ale mi osobiście zależało na tym aby ta nasza Miedź w Warszawie "gryzła trawę", a braki w umiejętnościach technicznych nadrabiała sportową złością. Tego niestety zabrakło. Podczas meczu komentator uświadomił mi,że Miedź miała już w tym sezonie 120 rzutów rożnych, z których ani jednego nie zamieniła na bramkę. Nam natomiast po rzutach rożnych strzelają bramki praktycznie w każdym meczu. To już jest taktyka, a ona obciąża sztab szkoleniowy z P. Nowakiem na czele. Tak samo rolą trenera jest odpowiednie zmotywowanie zawodników do tego meczu. Zapewne trener robił to przed meczem, ale postawa naszych zawodników pokazuje,że nieskutecznie. Powstaje zatem pytanie czy trener Nowak potrafi jeszcze dotrzeć do tych zawodników. Czy oni widzą w nim lidera, którego słuchają, szanują, których jest on w stanie wciągnąć na wyższy poziom zaangażowania. Oglądałem wczoraj mecz płockiej Wisły z Carcovią. Wisła wygrała 3 do 2 po dramatycznym meczu. Grając w 9 rozstrzygnęła losy meczu na swoją korzyść w ostatnich sekundach meczu. Z taką Wisłą tydzień temu nie mielibyśmy co szukać. W naszej lidze większość meczy jest do rozstrzygnięcia na plus poprzez odpowiednie zmotywowanie, a to dlatego, że poziom umiejętności technicznych jest podobny. Przykład. GKS Tychy, po obozach w Turcji jedzie do Stomilu, który kadrę sklecił na dzień przed meczem. I co? Zespół Tarasiewicza z Piątkowskim na szpicy dostaje gładko dwa do zera. Można? A no można.
Większość drużyn jadąc do W-wy ma pełno w zbroi przed meczem ,zakładając że i tak przegra. Mało która drużyna chce się postawić, a jak stawia się to 7egia ma problem.Moxe powinni zacząć judzie jak Gargula. Co do Stomilu to nie sądzę że ten skład z tzw łapanki bez solidnego przygotowania spokojnie się utrzyma.radomiak był za granicą też i dostał w pierwszym meczu w o7impia.