
Pod Prochowicami stoją zniszczone przez Ukraińców na wojnie wraki rosyjskich pojazdów wojskowych. Kancelaria Prezesa Rady Ministrów ściągnęła je w połowie 2022 roku do Warszawy na wystawę, która potem wędrowała od miasta do miasta. Ostatecznie frontowy sprzęt zmagazynowano w bazie Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych w Lisowicach. Nowa ekipa RARS przeszukała ten złom. W środku znaleziono amunicję i granaty, które w każdej chwili mogły eksplodować, zabijając zwiedzających.
Historię nafaszerowanego granatami sprzętu wojskowego wystawianego publicznie na placu Zamkowym w Warszawie i w innych polskich miastach opisał wczoraj Piotr Halicki w portalu Onet ("Rosyjskie wraki z granatami jeździły po Polsce. Szokujące szczegóły wystawy").
Według ustaleń dziennikarza, haubicoarmata 2S19 Msta-S po zakończeniu tournee trafiła do Muzeum Wojska w Białymstoku. Pozostałe trzy wraki (czołg bojowy T-72BA, transporter opancerzony BTR-82A, oraz samochód opancerzony TIGR) do dziś stoją stoją w składnicy Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych w Lisowicach pod Prochowicami. Znalezione w środku pojazdów materiały niebezpieczne, w tym granaty oraz amunicja, zostały wywiezione, ale ze względu na stan wraków saperzy nie dają gwarancji, że usunęli wszystko. "Odkształciły się tam wewnętrzne skrytki, a niektóre elementy są tak powyginane, że nie ma możliwości bezpiecznego sprawdzenia, co znajduje się pod nimi. W tym momencie pojazdy te są odpowiednio zabezpieczone na naszym terenie, nikt nieuprawniony nie ma do nich dostępu." - wyjaśnia w artykule Onetu Jan Jałowczyk z RARS.
31 stycznia Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych powiadomiła warszawską prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na sprowadzeniu niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób albo dla mienia w wielkich rozmiarach (art. 165, par. 1, pkt 5 Kodeksu karnego). Zawiadomienie dotyczy również działania na szkodę interesu publicznego i nadużycie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego (art 231 Kk) w związku z wydatkowaniem ok. 700 tys. zł na transport pojazdów.
Inicjatorami zorganizowania wystawy "Za wolność naszą i waszą", podczas której prezentowano sprzęt ściągnięty z rosyjsko-ukraińskiego frontu, były Kancelaria Prezesa Rady Ministrów i Ministerstwo Obrony Ukrainy. Kancelaria premiera zleciła podlegającej jej wówczas Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, aby zajęła się załadunkiem, rozładunkiem i transportem wraków, choć RARS nie miał takich kompetencji. Cztery miesiące po rozpoczęciu wojny, wjechały do Polski i - jak słynny granatnik ówczesnego komendanta głównego policji Jarosława Szymczyka - nie zostały sprawdzone na granicy. Również potem, przed udostępnieniem wystawy publiczności, nikt nie pomyślał, by saperzy przeszukali frontowy złom. Ta beztroska poraża. Na skutki ewentualnej eksplozji narażono tysiące ludzi - w tym rodziny z dziećmi - które oglądały prezentację w Warszawie, Wrocławiu, Poznaniu, Gdańsku i Kielcach. Jeśli śledztwo potwierdzi, że niebezpieczne materiały były już wówczas w środku, do wybuchu mogło dojść także w trakcie transportowania wraków publicznymi drogami.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Co za idiotyzm. Na złom to oddać a nie oglądać jak jakieś eksponaty. Wojna to nie zabawa.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Ta wystawa powinna się nazywać za wolność naszą -czyli PiS I kościoła . Jakby nadal rządzili to już byśmy byli republiką radziecką lub biznesem Izrael
Ta wystawa powinna się nazywać za wolność naszą -czyli PiS I kościoła . Jakby nadal rządzili to już byśmy byli republiką radziecką lub biznesem Izrael
Pisowska RARS i wszystko jasne. Ciekawe, kiedy nastąpi rozliczenie tej złodziejskiej szajki.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.