
Przed Sądem Okręgowym w Legnicy trwa proces budowlańców, oskarżonych o wybuch gazu w Ścinawie w 2021 roku. Zdaniem prokuratury ich błąd doprowadził do pożaru kamienicy, śmierci dwóch osób i licznych obrażeń u dwóch innych. Jako świadkowie złożyli zeznania mężczyźni, którzy pierwsi przybiegli na miejsce katastrofy i z narażeniem życia ratowali mieszkańców z płonącego rumowiska.
Według ustaleń prokuratury, ekipa, która wykonywała przyłącza gazowe do budynków przy ul. 1 Maja w Ścinawie, uszkodziła biegnący w ziemi kabel energetyczny. Po zerwaniu zewnętrznej izolacji wytworzył się łuk elektryczny, który nadtopił rurę sieci gazowej. Doszło do niekontrolowanego wycieku gazu ziemnego, który w końcu osiągnął takie stężenie, że wystarczyła iskra z przełącznika na klatce schodowej, by doszło do wybuchu. O spowodowanie katastrofy oskarżeni są kierownik robót Dawid K. oraz brygadzista Ilia Ch. Obaj nie przyznają się do winy. Grozi im do 8 lat więzienia.
Podczas poniedziałkowej rozprawy sąd wysłuchał zeznań m.in. dwóch braci z sąsiedniego budynku i mechanika mającego nieopodal warsztat. Oni pierwsi pospieszyli na pomoc uwięzionym w budynku lokatorom,
- Frontowa ściana kamienicy już nie istniała. Wybuch zmiótł też częściowo poszycie dachowe od strony ul. 1 Maja - opowiadał mechanik. - Nie można było wejść przez klatkę schodową, była zajęta ogniem. Zostałem wrzucony na piętro przez innych mężczyzn.
W posadzce klatki schodowej była studzienka kanalizacyjna, z której wydobywał się płonący gaz. Ogień miejscami sięgał poszycia dachowego. rozpruta wybuchem kamienica w każdej chwili mogła też się zawalić.
Jedna z lokatorek płakała, że za drzwiami jest jej wnuk. Metalowe drzwi wygięły się i zaklinowały podczas eksplozji. Mechanik mówi, że nie mógł ich sforsować. Trzeba było poszukać innego sposobu dotarcia do chłopca.
Mężczyźni użyli drabiny. Przystawili ją do tylnej ściany budynku i po kolei ewakuowali przez okna chłopca, bardzo mocno poparzoną parę lokatorów z mieszkania na górze i jeszcze jedną osobę. Dopiero potem przyjechał pierwszy wóz z OSP Ścinawa i zaczął gaszenie pożaru.
- Po zlokalizowaniu gazu ogień przedostał się do kanalizacji - opowiadał świadek. - Była następna detonacja i zaczęło się palić na jezdni. Gaz spalał się tak jeszcze przez około 3 godziny, dopóki nie przyjechała firma, która go zakręciła.
Świadkowie twierdzą, że budowa przyłączy była prowadzona po ciemku, przy latarkach. Podczas pożaru widziano łunę ze studzienki kanalizacyjnej. Ale - jak twierdzi jeden z mężczyzn - podczas akcji gaśniczej pracownik spółki G.EN. GAZ zapewniał, że rurociąg jest pusty i nie ma tam gazu.
Po odebraniu zeznań od świadków, sędzia Bartłomiej Treter podziękował im, że nie myśląc o własnym bezpieczeństwie rzucili się na ratunek innym ludziom.
Proces sądowy jest w toku.
Zdjęcie w tekście: Fot. Paweł Kowalski/ Lepsza Ścinawa
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
W sprawie wybuchu kamienicy w Ścinawie jako oskarżony łowienie siedzieć Pan Tomasz zarządca któremu to mieszkańcy owej kamienicy zgłaszali że wyczuwają ulatniający się gaz Pan Tomasz D z Domatora ewidentnie to zignorował. Może jakby się tym zaja nie skoczyło by się to wybuchem.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.