Reklama

Świadek: Zwierzętom w palmiarni nic złego się nie działo, ale było wiele do poprawy

Po raz kolejny Sądowi Rejonowemu w Legnicy nie udało się przesłuchać byłej dyrektor ogrodu zoologicznego, która w maju osobiście nadzorowała odbiór zwierząt z palmiarni. Jedynym świadkiem, który złożył dziś zeznania, była technik weterynarii zatrudniona przez Legnickie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej do opieki nad egzotyczną menażerią. W tym, co mówiła, było sporo sprzeczności.

Proces czworga oskarżonych o znęcanie się nad zwierzętami w legnickiej palmiarni -  kolejnych kierowniczek Iryny D. i Magdaleny N., byłej ogrodnik miejskiej Henryki Z oraz weterynarza Witolda Z. - trwa już półtora roku. Z trojga świadków, wezwanych na dzisiejszą rozprawę, dwoje przedstawiło usprawiedliwienie. Stawiła się tylko młoda kobieta, którą LPGK zatrudniło na stanowisku technika weterynarii, choć nie spełniała wymogów określonych przy naborze, bo nie miała 5-letniego doświadczenia w opiece nad zwierzętami. Spółka uznała, że skoro kandydatka pochodzi ze wsi to miała kontakt ze zwierzętami, więc sobie poradzi. 

W lutym 2020 roku w związku przygotowaniami do remontu w palmiarni zwierzęta (egzotyczne ptaki, żółwie, jaszczurki i małpki) zostały przeniesione do dwóch niewielkich pomieszczeń gospodarczych. Według prokuratury, nie zapewniono im tam odpowiednich warunków, narażając na cierpienia i śmierć. Do listopada 2021 roku padło 30 sztuk. Te, które ocalały, decyzją prokuratury zostały w trybie interwencyjnym odebrane miastu i przetransportowane do Ogrodu Zoologicznego w Poznaniu.

Zdaniem kobiety, która w krytycznym okresie jako technik weterynarii doglądała zwierząt, po przenosinach nic złego się z nimi nie działo: nie były apatyczne, nie miały problemów zdrowotnych. Jednocześnie świadek wspomniała o "zmianach grzybowych" u żółwi i utracie upierzenia u jednej z papug. Tego rodzaju sprzeczności w zeznaniach pojawiło się więcej. Kobieta zapewniała, że w pomieszczeniach zastępczych były dobre warunki i zaraz potem zastrzegała, że temperatura, jaką starali się utrzymać przy pomocy farelek (20-24 stopnie Celsjusza) nie była dobra dla wszystkich gatunków, bo niektóre wymagały wyższej. Potwierdzała, że papugi pieprzowe przechowywano z innymi w jednym pomieszczeniu, co było niewłaściwe. Zeznawała również, że "warunki dla małpek nie były najlepsze, było wiele do poprawy", ale sytuacja była tymczasowa. Pytana, co należało poprawić, wymieniła uszkodzone terrarium dla agam oraz basen dla żółwi. - Ale, niestety, mieliśmy ograniczone miejsce, pomieszczenie było małe.

Kobieta nie potrafiła powiedzieć, kto podjął decyzję o miejscu przechowywania zwierząt. Twierdziła, że co miesiąc przychodziły kontrole z Urzędu Miasta w Legnicy. Nie słyszała, aby ktokolwiek z urzędników mówił, że warunki w klatkach zastępczych są złe. Także weterynarz, jak zeznała, nic na ten temat nie mówił.   

Była dyrektor zoo w Poznaniu poprosiła sąd o przesłuchanie jej w trybie wideokonferencji. Sąd podejmie taką próbę w lipcu. 

Aplikacja tulegnica.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 02/06/2025 12:48
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Stefek - niezalogowany 2025-06-02 23:39:27

    Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo tuLegnica.pl




Reklama
Wróć do