
Oskarżeni o wyrządzenie 1,8 mln zł szkody w majątku Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej im. Witelona w Legnicy (obecnie Collegium Witelona) były rektor, kanclerz, wicekanclerz i kierownik administracyjny zdecydowali się złożyć wyjaśnienia przed sądem. Był na to ostatni dzwonek, bo proces ma się ku końcowi. Nie przyznają się do winy, nie zgadzają z zarzutami prokuratury i przekonują, że działali zgodnie z prawem.
Przypomnijmy, że chodzi o trzy nieruchomości. Dwie, które Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa im. Witelona w Legnicy sprzedała - jak twierdzi prokuratura - za jedną trzecią wartości powiązanemu z uczelnią przedsiębiorcy Andrzejowi P. I trzecią, którą od tego samego biznesmena legnicka uczelnia kupiła pod przyszłą farmę fotowoltaiczną po czterokrotnie zawyżonej cenie. Przy wszystkich transakcjach posługiwano się zafałszowanymi dokumentami, tzn. poświadczającymi nieprawdę operatami szacunkowymi sporządzonymi przez zmarłego w trakcie procesu rzeczoznawcę, profesora Józefa Cz. z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Według prokuratury sprawcy działali wspólnie i w porozumieniu w celu osiągnięcia korzyści majątkowej.
Oskarżeni to prof. Ryszard P. - były rektor Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Legnicy, Robert B. - były wicekanclerz PWSZ (obecnie kanclerz Collegium Witelona Uczelnia Państwowa w Legnicy), Jerzy S. - były kanclerz PWSZ (obecnie wicekanclerz CWUP), Józef W. - były kierownik administracyjno-technicznego w PWSZ (obecnie kierownik administracyjny w CWUP) oraz wspomniany już Andrzej P. - lokalny przedsiębiorca, wykonujący na zlecenie PWSZ rozmaite usługi. Grozi im do 10 lat pozbawienia wolności. W trakcie postępowania przygotowawczego odmówili składania wyjaśnień. Także przed sądem bezpośrednio nie zabierali głosu - aż do teraz.
Jako pierwszy do wyjaśnień zgłosił się Jerzy S. W swobodnej wypowiedzi próbował umniejszać swą odpowiedzialność, wskazując, że za przygotowanie procesu sprzedaży oraz kupna nieruchomości odpowiadał szereg osób, głównie pracownicy działu techniczno-administracyjnego pod kierownictwem Józefa W. Podkreślał, że procedur w zakresie kwestii ekonomiczno-prawnych pilnowała wynajęta przez uczelnię kancelaria prawna Pieróg i Partnerzy. Wcześniej operaty szacunkowe dla PWSZ im Witelona przygotowywali lokalni rzeczoznawcy - tym razem poproszono o to wyszukanego przez jedną z pracownic profesora Józefa Cz. z Krakowa. Sąd dziwił się dlaczego. Ze względu na autorytet, jakim się cieszył w środowisku - odpowiadał Jerzy S. Przyznał, że osobiście pofatygował się do Krakowa, aby poznać profesora i przedstawić mu strategię legnickiej PWSZ.
- Nikt nigdy nie ingerował w proces wyceny - zarzeka się Jerzy S. Kilkukrotnie powtórzył w sądzie, że nikt nigdy nie wpływał na pracowników ani ekspertów, aby zrobili coś niezgodnego z prawem.
Sprzedając działki, Witelonka dwukrotnie obniżała cenę swych nieruchomości, bo nikt nie zgłosił się do przetargu. Dopiero przy trzecim podejściu wpłynęły dwie oferty, od Andrzeja P. i jeszcze jednego przedsiębiorcy z Legnicy. Kancelaria Pieróg i Partnerzy przeprowadziła rokowania, które wygrał Andrzej P.
Ten sam Andrzej P. zaproponował władzom PWSZ odkupienie od niego działki w rejonie miejskiego składowiska odpadów pod budowę uczelnianej farmy fotowoltaicznej. Kiedy pojawiła się szansa na uzyskanie unijnego dofinansowania do takiej inwestycji, przypomniano sobie o tej ofercie. Okazała się aktualna.
- W Legnicy trudno było znaleźć inną działkę z realną możliwością podłączenia do sieci energetycznej - twierdzi Jerzy S.
Według Jerzego S., negocjacje z Andrzejem P. prowadził dział techniczny. Działem technicznym kierował Józef W. A Jerzy S. był jego bezpośrednim przełożonym i to on decydował, co trafiało na biurko prof. Ryszarda P, rektora PWSZ, do podpisu.
- Pilnowałem procedur - mówił w sądzie Jerzy S.
- Nie miał Pan wątpliwości, że w sytuacji, kiedy Andrzej P. jest powiązany z uczelnią, to jakiekolwiek transakcje z nim mogą budzić podejrzenia o brak transparentności? - dopytywał byłego kanclerza PWSZ sędzia Witold Wojtyło. Jerzy S. odpowiadał, że postępowanie było prowadzone publicznie a oferta Andrzeja P. była najkorzystniejsza.
- Nie mogłem wiedzieć, że on da najlepszą ofertę - mówił Jerzy S. - Gdybym miał podejrzenie, że coś jest nie tak, zgłosiłbym to rektorowi.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Boję się takich ludzi jak Jerzy S
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.