
Przed Sądem Okręgowym w Legnicy dobiegł końca proces Jana F., sądzonego za śmierć górnika Sławomira Nowiczonka, którego w 2017 roku ciosem z tzw. główki powalił na ziemię przy ul. Sudeckiej w Legnicy. Strony wygłosiły mowy końcowe. Obrona spodziewa się uniewinnienia. Ojciec ofiary chciałby dla Jana F. 25 lat za kratami. Prokurator wnioskuje o 7 lat pozbawienia wolności. Sąd odroczył ogłoszenie wyroku do 4 października.
W czerwcu ubiegłego roku Sąd Okręgowy w Legnicy uniewinnił Jana F. od zarzutu ciężkiego uszkodzenia ciała ze skutkiem śmiertelnym, uznając, że oskarżony działał w warunkach obrony koniecznej. Ten wyrok został uchylony w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu, który nakazał pierwszej instancji zbadanie, czy nie doszło do przekroczenia granic obrony koniecznej.
Oba sądy - legnicki i wrocławski - za prawdziwą przyjęły wersję, potwierdzoną zeznaniami naocznych świadków - znajomych Jana F. - że nocą z 3 na 4 grudnia 2017 r. pijany Sławomir Nowiczonek przyszedł pod garaże przy ul. Sudeckiej, gdzie imprezowali. Dwa razy został przegoniony, za trzecim wrócił niosąc w uniesionych na wysokość ramion dłoniach dwie kostki brukowe. Wówczas Jan F. chwycił go za ubranie i uderzył głową w twarz. Sławomir Nowiczonek upadając uderzył głową w twarde podłoże, doznał wstrząśnienia pnia mózgu a nazajutrz zmarł w szpitalu.
Na tej wersji zdarzeń oparła akt oskarżenia Prokuratura Okręgowa w Legnicy. Ale oskarżyciele posiłkowi - mecenas Beata Matysek i mecenas Paulina Andruchów, reprezentujące ojca, partnerkę i małoletniego syna Sławomira Nowiczonka - kwestionują taki przebieg zajścia jako niezgodny z usposobieniem ofiary, logiką i doświadczeniem życiowym. Ich zdaniem, Sławomir Nowoczonek nie mógł być pijany i na pewno nie trzymał w dłoniach kostek brukowych (policja nie zabezpieczyła na miejscu zdarzenia takiego dowodu). Ich zdaniem Jan F. chciał dać nauczkę natrętowi, który zakłócał towarzyskie spotkanie, sprawy potoczyły się jednak nie tak, jak zakładał. Oskarżony jako młody chłopak przyjął zlecenie na pobicie dyrektora koncernu energetycznego, trafił za to na 3 i pół roku do więzienia.
W zakończonym dziś procesie, zgodnie z zaleceniem Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, Sąd Okręgowy w Legnicy szukał przede wszystkim odpowiedzi na pytanie, czy zachowanie Jana F. nie było przekroczeniem granic obrony koniecznej.
Jednocześnie sędzia Barłomiej Treter uprzedził strony, że sąd rozważa zmianę kwalifikacji prawnej czynu. Jedną z możliwości branych pod uwagę jest zastosowanie art 155 par. 1 Kodeksu karnego, czyli nieumyślne spowodowanie śmierci.
Przed zakończeniem przewodu sądowego wysłuchano dodatkowych wyjaśnień biegłego, doktora Grzegorza Rodera, autora opinii z zakresu medycyny sądowej. Ich przedmiotem były zaprezentowane podczas rozprawy zdjęcia z sekcji zwłok Sławomira Nowiczonka, dopiero teraz udostępnione przez prokuraturę. Sąd pytał m.in. o mechanizm powstania skupiska krwawych podbiegnięć na klatce piersiowej ofiary. Według biegłego, najbardziej prawdopodobne jest, że powstały w wyniku dwóch lub trzech kopnięć zadanych ze średnią lub średnio lekką siłą. Umiejscowienie tych podbiegnięć wskazuje, że nie mogły powstać w wyniku akcji reanimacyjnej lub innych zabiegów medycznych.
To potwierdzałoby pierwsze zeznania naocznych świadków (później zmienione), że kiedy Sławomir Nowiczonek leżał nieprzytomny na ziemi Jan F. kopał go lub wykonywał dziwne "ruchy nogami". Adwokat Paweł Banach, broniący oskarżonego, próbował argumentować, że nawet jeśli tak było, nie da się tego zakwalifikować jako przekroczenia obrony koniecznej, bo to już odrębny czyn: lekkie uszkodzenie ciała. Co do zasady, prosił jednak o uniewinnienie swego klienta.
W mowie końcowej prokurator Artur Socha wniósł o uznanie Jana F. za winnego ciężkiego uszczerbku na zdrowiu ze skutkiem śmiertelnym i wymierzenie mu kary 7 lat pozbawienia wolności oraz 20 tys. zł na rzecz sześcioletniego dziś syna Sławomira Nowiczonka. Mecenas Paulina Andrychów poparła wniosek prokuratora co do kary, ale dodatkowo zażądała 100 tys. zł zadośćuczynienia dla ojca pokrzywdzonego. Według mec. Beaty Matysek sprawiedliwą karą będzie 25 lat pozbawienia wolności oraz zadośćuczynienie po 100 tys. zł dla syna, partnerki i ojca Sławomira Nowiczonka.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
25 jak nic za kakopanie dodatkowe 10lat i za to że się tak zachował dodatkowe 30 dni aresztu
Jak ktos przeczyta w jakis sposob pobito dyrektora z energetyki to nie bedzie mial watpliwosci ze gosc jest agresywny i jednak bez problemu by zabil , pobil czy jakkolwiek zrobil krzywde bez mrugniecia okiem...lepiej zeby nie chodzil na wolnosci , tyle w temacie.
Panie adwokatki kasę wzięły a materiału dowodowego nie sprawdziły. Kostki były zabezpieczone, nawet przebadane w instytucie genetyki sądowej i zabezpieczono na nich odciski S.N.
Ale bzdury kostki do dziś nie odnalezione feliński do rzeki syrzucil
Do Stefek: do póki nie było internetu, tylko rodzina wiedziała, żeś debil. Kostki były zabezpieczone i przebadane, więc albo zapoznaj się z materiałem dowodowym jeszcze raz albo zamknij mordę bo bzdury pieprzysz
Sławka kojarzę z widzenia z osiedla Piekar C i SP20. Nie był moim kolegą. Potwierdzam człowiek niekonfliktowy, spokojny nigdy nikomu nie "wadził". Przechadzał się za młodu po osiedlu jak większość młodzieży z minionych lat. Świadkowie to znajomi oprawcy i Sąd daje im cześciowo wiarę? Kręcą w zeznaniach, istny cyrk. Człowiek zabity i potraktowany gorzej jak zwierzę. Taki wyrok dla oprawcy? Oprawca wcześniej karany z pobicie. Opluć człowieka to zniewaga ale osikać. P. Sedzio i Prokuratorze proszę się zastanowić jak by waszych najbliższych to spotkało.