
Mężczyzna oskarżony o podanie trucizny psu z posesji przy ul. Jaworzyńskiej w Legnicy odwołał przed sądem złożone wcześniej w prokuraturze zeznania, w których przyznał się do winy. - Ja podjechałem do tego psa, ponieważ lubię zwierzęta. Chciałem go tylko pogłaskać - twierdził dziś na rozprawie w Sądzie Rejonowym w Legnicy.
Po dwukrotnym odroczeniu terminu, w końcu ruszył proces Arkadiusza B. Prokuratura Rejonowa w Legnicy oskarża go, że 19 maja 2022 roku działając ze szczególnym okrucieństwem, publicznie i bez powodu zwabił do ogrodzenia owczarka niemieckiego biegającego po posesji przy ul. Jaworzyńskiej i próbował go otruć, podając bliżej niezidentyfikowaną substancję uszkadzającą centralny układ nerwowy. Źle dobrał proporcje do wagi psa, dzięki czemu właścicielom udało się uratować życie owczarka.
Jest nagranie z monitoringu, na którym widać całe zdarzenie. Arkadiusz B. podjeżdża i zatrzymuje rower przy ogrodzeniu, przywabia owczarka z podwórka i przykucnąwszy podaje mu coś przez płot. Potem wsiada na rower i odjeżdża, oglądając się na psa, który natychmiast zaczyna kompulsywnie kręcić się w kółko, chwiać na nogach i kilka sekund później pada jak porażony na ziemię.
Arkadiusz B oświadczył w sądzie, że nie podał psu żadnych substancji trujących, a przy posesji zatrzymał się tylko po to, aby zwierzę pogłaskać. Ostatecznie nie pogłaskał psa, bo - jak twierdzi - uniemożliwiało to ogrodzenie. Sędzia Jacek Seweryn dopytywał, czy w zachowaniu psa zauważył coś dziwnego, objawy choroby. Arkadiusz B. potwierdził: - Podchodził wolno, jakby był osłabiony.
Odwołał zeznania złożone 8 czerwca ub. roku w Prokuraturze Rejonowej w Legnicy. Arkadiusz B. nie deklarował się wówczas jako miłośnik zwierząt. Przeciwnie. Mówił, że w dzieciństwie przeżył traumę, bo został pogryziony przez psa. Ta trauma wróciła, gdy przejeżdżając obok posesji przy ul. Jaworzyńskiej został oszczekany przez owczarka. Potem postanowił - jak to ujął przed prokuratorem - "unieszkodliwić psa, by nie doszło do ataku". W kieszeni miał trutkę, którą podał owczarkowi na otwartej dłoni. Zwierzę chętnie ją zjadło.
Arkadiusz B. nigdy nie ujawnił, co to była za substancja. Twierdził, że dostał ją od około 40-letniego mężczyzny, z którym spotkał się w parku Miejskim w Legnicy. Znalazł go przez internet, wpisując w wyszukiwarce Google "trutki na zwierzęta", i nawiązał telefoniczny kontakt. Mężczyzna zapewniał go, że substancja będzie skuteczna, to znaczy zadziała i nie spowoduje cierpienia u zwierzęcia.
Dziś w sądzie Arkadiusz B. wyjaśniał, że kłamał przed prokuratorem, bo chciał wyjść z tymczasowego aresztu, gdzie współosadzeni znęcali się na nim fizycznie i psychicznie.
Ze względu na odwołanie przyznania się do winy, sąd musi przesłuchać świadków, zbadać dowody itd. Następna rozprawa została wyznaczona na początek sierpnia.
Arkadiusz B. pochodzi z Jawora. Na osiedle Sienkiewicza w Legnicy przeprowadził się w roku 2014. W prokuraturze zapewniał, że to nie on truje koty i psy w tej części miasta. Prokuratura nie znalazła dowodów, by postawić mu taki zarzut.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
bardzo logiczna linia obrony. W prokuraturze był bez adwokata, był pod presją a do wystąpienia w sądzie już się przygotował, czy też został przygotowany. Jako oskarżony może mówić co chce a nawet kłamać. Sędzia Seweryn do fachowiec więc na sztuczny miód nie da się nabrać ale przyjdzie mu oceniać środki dowodowe dostarczone przez oskarżyciela, obawiam się o ich wartość. Tak więc mimo przyznana się do winy mamy typa, który do momenty prawomocnego skazania jest niewinny ;) Pytanie co w tych okolicznościach prowadzący postępowanie przygotowawcze zrobią? zaznają, że podczas przesłuchań był wiarygodny, brzmiał autentycznie, że na monitoringu widać jak wyciąga rękę do psa? Czekam rozwoju tego postępowania, szkoda tylko jeśli kolejne zwierzęta ucierpią. Sprawca raczej nie odpuści, jest zaburzony. Sugeruję znaleźć powód do sporządzenia opinii sądowo psychiatrycznej.
nic mu nie zrobią niestety ......szkoda tylko zwierząt a on żadnej kary nie dostanie ......
Kluczowa będzie tutaj wykładnia przepisów art. 35 ust. 1 i 1a ustawy o ochronie zwierząt, których sankcja przewiduje karę pozbawienia wolności do lat trzech. Analizując wyroki sądów dotyczące znęcania się nad zwierzętami w ostatnich latach, można zauważyć wzrostową tendencję stosowania surowszych kar w tym także tych, o charakter izolacyjnym. Osobiście popieram tę tendencję i uważam, iż wpłynie ona na to, że zwierzęta nie będą traktowane przedmiotowo.
nie udowodnią mu winy, materiał dowodowy słaby, chyba że oskarżony sam się wysypie po drodze na słuchaniu albo opinii, ale mając adwokata jest zaopatrzony
Zwykły codnom z niego i tchórz
zna ktoś tego bydlaka ?
Czy na urządzeniach na których korzystał z internetu nie można sprawdzić czy faktycznie wyszukiwał informacji o trutce i czy kontaktował się z kimś w tej sprawie? Ewentualnie odnaleźć i przesłuchać tego ok. 40-latka?