Reklama

Jest akt oskarżenia dla rodziców Piotrusia i Filipa z Przemkowa

Prokuratura Rejonowa w Głogowie przesłała do Sądu Okręgowego w Legnicy akt oskarżenia dla pary potworów z Przemkowa. Marcin G. (41 lat) i Monika M. (36 lat) znęcali się nad synami najprawdopodobniej od dnia narodzin. Piotruś zmarł jako pięciomiesięczne niemowlę, zakatowany na śmierć przez ojca. Rozwój jego półtorarocznego brata na skutek uderzeń w głowę zatrzymał się na poziomie dziecka sześciomiesięcznego.

Dzieci Marcina G. i Moniki M. przeszły przez piekło. W swym krótkim życiu doświadczyły niewyobrażalnych cierpień.

Piotruś urodził się 13 grudnia 2023 roku, jako Marcin (imię - zmienione po śmierci - dostał po tatusiu). 76 dni później trafił do szpitala w Głogowie, bo - jak podali rodzice - zachłystnął się mlekiem. Lekarze nie zaobserwowali żadnych niepokojących objawów i wypisali chłopca do domu. Płakał, co zdenerwowało Marcina G.; uderzył dziecko w głowę z taką siłą, że złamał obie kości ciemieniowe czaszki Piotrusia. Doszło do zatrzymania krążenia i oddechu. Wezwano karetkę. Ojciec powiedział lekarzom, że to po podaniu kaszki u chłopczyka pojawił się problem z zaczerpnięciem oddechu,     

- Badania w szpitalu ujawniły przebyty uraz czaszkowo-mózgowy oraz zmiany niedokrwienne i niedotlenieniowe mózgu. Kolejne badania ujawniły, oprócz złamania kości ciemieniowych, obrzęk mózgu, który zazwyczaj powstaje po ciężkim urazie głowy - mówi prokurator Liliana Łukasiewicz, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Legnicy.

Lekarze zwrócili uwagę na rozbieżności w relacjach rodziców, co działo się przed zatrzymaniem krążenia. Dużo rzeczy w wywiadzie medycznym się nie zgadzało. Wykluczono zachłystnięcie, bo u dziecka nie ujawniono pozostałości treści pokarmowych. Okazało się, że tak Marcin G., jak Monika M. w przeszłości leczyli się psychiatrycznie, ale żadnych leków nie przyjmują. Spróbowano konsultacji psychologicznej. A potem (4 marca 2024 roku) o wątpliwościach związanych ze stanem chłopca powiadomiono policję.   

Piotruś i Filip trafili do pieczy zastępczej. Ich rodziców zatrzymano i tymczasowo aresztowano. Prokuratura zarzuciła Marcinowi G. i Monice M., że w okresie od 25 września 2022 r. do 04 marca 2024 r. znęcali się fizycznie i psychicznie nad małoletnimi synami. Krzyczeli na chłopców, popychali ich, uderzali po głowie i plecach - czasem pięści, czasem z tzw. "liścia". Kopali dzieci w tułów, rzucali o łóżko. Do tego wielokrotne chłopcy zostawali bez opieki.

- Nadto w stosunku do młodszego syna rodzicom zarzucono także spowodowanie u chłopca złamanie żebra i kości czaszki, a także spowodowanie licznych zmian niedokrwiennych w mózgu, powstałych na skutek wcześniejszych uderzeń w głowę, co stanowiło chorobę realnie zagrażającą życiu - dodaje Liliana Łukasiewicz. 

 
Prokuratura zleciła przeprowadzenie szczegółowego badania medycznego starszego chłopca - Filipa, który wykazywał cechy niewłaściwego rozwoju psychoruchowego dla dziecka w jego wieku. Tymczasem młodszy z braci 20 marca zmarł.

- Uzyskane opinie medyczne dotyczące obu chłopców wykazały, że obaj pokrzywdzeni byli bici i popychani, rzucano nimi o różne przedmioty i upuszczano na twarde powierzchnie. To w wyniku takich zachowań, zwłaszcza ojca i braku reakcji ze strony matki, która godziła się przez to na krzywdzenie dzieci, doszło u pokrzywdzonych do doznania licznych obrażeń czaszkowo mózgowych - rzeczniczka prasowa prokuratury relacjonuje ustalenia ze śledztwa. -
Lekarze nie mieli wątpliwości, że obrażenia te powstały w mechanizmie czynnym, a zatem zadawano je celowo. Dzieci mogły ich doznać przypadkowo, jak to sugerowali rodzice.
Z opinii dotyczącej starszego chłopca - Filipa wynika, że w przeszłości doznał on licznych urazów głowy w postaci krwiaków nadtwardówkowych, które w dalszej konsekwencji doprowadziły do powstania wodniaków głowy i wodogłowia. Rozwój półtorarocznego dziecka zatrzymał się na poziomie dziecka sześciomiesięcznego. Doznane obrażenia stanowiły ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci choroby realnie zagrażającej życiu, a także w postaci ciężkiej choroby długotrwałej.

Opinia biegłych wskazywała ciężkie obrażenia ciała jako przyczynę śmierci Piotrusia. Wobec tych ustaleń prokuratura oskarżyła Marcina G. o zabójstwo młodszego syna. Drugi zarzut dotyczy znęcania się nad starszym, co doprowadziło do powstania ciężkiej i długotrwałej choroby zagrażającej życiu. Oskarżonemu grozi za to co najmniej 15 lat pozbawienia wolności z dożywociem włącznie. Według prokuratury, w chwili popełnienia tych czynów Marcin G. był poczytalny. 

Monika M. będzie odpowiadać przed sądem jako oskarżona o znęcanie nad chłopcami poprzez krzyczenie na małoletnich, uderzanie dłonią, zaniedbywanie ich potrzeb rozwojowych, a nadto wielokrotne pozostawianie chłopców bez opieki w miejscu zamieszkania, co naraziło ich na bezpośrednie niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. 

Przed sądem prokuratura będzie chciała dowieść również, że nie reagując Monika M. udzieliła partnerowi pomocy do znęcania się nad obu chłopcami i do zabójstwa Piotrusia. Sprawując pieczę nad dziećmi, nie reagowała na zachowania Marcina G. Potem pytana przez pracowników służby zdrowia i instytucji opiekuńczo-wychowawczych kryła swego partnera, nie przekazując informacji na temat jego zachowań. Badania psychiatryczne wykazały, że działała w stanie ograniczonej poczytalności. Formalnie grozi jej taka sama kara jak Marcinowi G., ale z uwagi na ograniczenie poczytalności w czasie popełnienia przestępstwa, sąd może zastosować w tym przypadku nadzwyczajne złagodzenie kary. Może to być więc od 5 do 15 lat pozbawienia wolności.

Prokurator ocenił, ze Monika M. miała możliwość opuszczenia konkubenta i powrotu do domu w każdym czasie. Dysponowała telefonem, własnym źródłem dochodów. Samodzielnie opiekowała się dziećmi nawet podczas czasowych nieobecności partnera. Miała możliwość skorzystania ze wsparcia policji, pomocy społecznej, a także środowiska lokalnego – czego nie uczyniła. 

- Marcin G. nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów. Ostatecznie złożył wyjaśnienia, w których obciążał odpowiedzialnością partnerkę Monikę M. - informuje prokurator Liliana Łukasiewicz. - Monika M. przesłuchana w charakterze podejrzanej także nie przyznała się do popełnienia zarzuconych jej przestępstw. Potem potwierdziła swoje dawanie klapsów i bicie dzieci butelką po głowie. Wyjaśniła też, że Marcin G. używał przemocy wobec niej i dzieci. Podała, że partner bił dzieci z pięści i z „plaszczaka”, a co do młodszego syna, że przyciskał jego głowę do poduszki, a także często brał go w obie ręce, podnosił i potrząsał obiema rękami trzymając przed sobą i rzucał nim o łóżko „jak worek”, a starszego popychał, przesuwał i kopał. Podała też, że w dniu 28.02.2024 r. Marcin G. uderzył młodszego syna „ręką z pięści”, po tym, jak wyrwał jej go z rąk i zaczął nim potrząsać.


Marcin G. jest nadal tymczasowo aresztowany. Ma wykształcenie zawodowe. Z zawodu jest kucharzem. Monika M. obecnie odbywa zastępczą karę pozbawienia wolności w innej sprawie. Ma wykształcenie zawodowe. 

W związku z tą sprawą Prokuraturze Okręgowej w Legnicy toczy się osobne postępowanie dotyczące ewentualnego niedopełnienia obowiązków służbowych przez funkcjonariuszy policji w Przemkowie oraz kuratorów sądowych Sądu Rejonowego w Głogowie, a także przez pracowników samorządowych w gminie Przemków.  Śledztwo w tej sprawie nadal pozostaje w toku. Jak dotąd nikomu nie postawiono zarzutów. 
 

Aplikacja tulegnica.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 19/02/2025 08:09
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Gosc2024 - niezalogowany 2025-02-18 18:48:58

    Marcin już zabił kiedyś. Była to jego matka

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo tuLegnica.pl




Reklama
Wróć do