
Warszawska prokuratura ustaliła trzy ofiary Andrzeja P. Jedną obalił na łóżko, przytrzymał i zgwałcił. Ściskaną na członku dłonią drugiej masturbował się aż do wytrysku. Trzeciej - zamroczonej alkoholem - zdjął stanik oraz rozpiął spodnie. Zanim doszło do gwałtu, ocknęła się i uciekła. Skazany w Legnicy na 4 i pół roku więzienia Andrzej P. na razie skutecznie unika pójścia za kraty i podaje się za ofiarę wymiaru sprawiedliwości. W internecie porównuje się do skazanego "za niewinność" Tomasza Komendy.
Andrzej P. był szychą, jedną z największych w Polskim Związku Kolarskim, trenerem kadry narodowej kolarek górskich i współautorem sportowych sukcesów, których ukoronowaniem stało się zdobycie przez Maję Włoszczowską w 2008 roku tytułu wicemistrzyni olimpijskiej. W tamtych latach brylował na telewizyjnych ekranach a na Galach Mistrzów Sportu czterokrotnie nagradzano go jako trenera roku. Od Lecha Kaczyńskiego dostał Złoty Krzyż Zasługi. Dwa lata później do tego odznaczenia dołączył Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.
Seksafera wybuchła w roku 2017 i strąciła Andrzeja P. z tego szczytu. W roku 2018 trafił do tymczasowego aresztu jako podejrzany o gwałcenie zawodniczek. Śledztwo toczyło się w Warszawie, ale na miejsce procesu trenera wyznaczono Sąd Okręgowy w Legnicy, który od 2019 roku badał sprawę. Ze względu na dobro pokrzywdzonych i intymne szczegóły roztrząsane podczas rozpraw proces toczył się za zamkniętymi drzwiami.
Dwie z trzech ofiar Andrzeja P. to trenowane przez niego zawodniczki.
Pierwsza wyjechała z nim w 2007 roku na zgrupowanie kadry narodowej na Cyprze. Z ustaleń prokuratury wynika, że w hotelu Andrzej P. przemocą obalił ją na łóżko. Przytrzymując leżącą kobietę włożył członka do jej pochwy i odbył stosunek seksualny. Sąd Okręgowy w Legnicy w lutym 2022 roku uznał że doszło do gwałtu i skazał Andrzeja P. na bezwzględne więzienie, ale Sąd Apelacyjny we Wrocławiu uchylił wyrok w tym zakresie. Zakwalifikował zachowanie trenera jako seksualne nadużycie stosunku zależności, co w następnym kroku umożliwiło mu umorzenie sprawy ze względu na krótszy termin przedawnienia.
W drugim przypadku Andrzej P. wykorzystał młody wiek ofiary, jej brak doświadczenia życiowego, spożycie alkoholu oraz onieśmielenie wynikające ze stosunku zależności trener - zawodniczka. Włożył jej członka w dłoń. Dłoń kobiety objął swoją dłonią i wykonywał ruchy posuwisto-zwrotne aż do wytrysku. Stało się to na przełomie sierpnia i września 2010 roku podczas zgrupowania kadry narodowej w Kanadzie. Sąd Okręgowy w Legnicy w lutym 2022 roku ocenił, że czyn Andrzeja P. nosi znamiona opisanego w art. 198 Kodeksu Karnego przestępstwa seksualnego wykorzystania osoby bezbronnej i skazał mężczyznę na więzienie. Ale Sąd Apelacyjny w Wrocławiu uchylił także ten punkt w orzeczeniu. Tak jak przypadku poprzedniego przestępstwa, zakwalifikował zachowanie trenera jako seksualne nadużycie stosunku zależności i znowu umorzył sprawę z uwagi na przedawnienie.
Trzecia ofiara Andrzeja P. nie była jego podopieczną. Uczestniczyła w zgrupowaniu kadry w Złotoryi w 2011 roku. W tutejszym hotelu trener upoił ją alkoholem, a potem wykorzystując stan bezbronności zaczął się do niej dobierać. Zdjął jej stanik, rozpiął spodnie, dotykał po miejscach intymnych. Usiłował zgwałcić. Kobieta ocknęła się i uciekła do łazienki, skąd wezwała policję. Sąd Okręgowy w Legnicy w lutym 2022 roku wymierzył mu za to karę bezwzględnego więzienia, którą następnie Sąd Apelacyjny we Wrocławiu złagodził i zamienił na grzywnę (15 tys. zł).
Podsumowując: w pierwszej instancji Andrzej P. dostał 4 i pół roku więzienia, sześcioletni zakaz wykonywania zawodu trenera i sześcioletni zakaz zbliżania się do pokrzywdzonych. Sąd Apelacyjny we Wrocławiu wybronił go, uratował przed więzieniem, i sprawił, że wciąż może oferować w internecie swe usługi jako "trener, mentor, couch".
Ale sprawa nie jest zamknięta.
Nie jest, bo na skutek działań Prokuratury Regionalnej w Warszawie oraz kancelarii prawnej, reprezentującej jedną z pokrzywdzonych kobiet, Sąd Najwyższy dokonał kasacji wyroku Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu w zakresie dwóch pierwszych czynów. Co do pierwszego z nich, w uzasadnieniu podkreśla: "(...) trudno ustalić, w oparciu o jakie przesłanki Sąd odwoławczy przyjął, że oceniane zachowanie nie zrealizowało znamion przestępstwa zgwałcenia, ale jedynie doprowadzenia do kontaktu seksualnego przez wykorzystanie stosunku zależności". Za podobnie wątpliwą w wyroku kasacyjnym uznano dokonaną we wrocławskim sądzie ocenę tego, co zaszło w 2010 roku w Kanadzie. Zdaniem Sądu Najwyższego, okoliczności czynu - w tym zachowanie pokrzywdzonej, która próbowała cofnąć przytrzymywaną przez Andrzeja P. rękę - wskazują na działanie wbrew woli pokrzywdzonej a więc było to coś więcej niż zwykłe seksualne nadużycie stosunku zależności.
Dlatego decyzją Sądu Najwyższego z grudnia 2023 r. Sąd Apelacyjny we Wrocławiu musi raz jeszcze rozpatrzyć apelację od wyroku Sądu Okręgowego w Legnicy. Sprawdziliśmy: termin wokandy nie został jeszcze wyznaczony.
Z wpisów Andrzeja P. w internecie wynika, że jako oskarżony liczy na interwencję ministra sprawiedliwości prokuratora generalnego Adama Bodara. Twierdzi, że seksafera z jego udziałem została sfingowana w czasach, kiedy prokuraturą rządził Zbigniew Ziobro, a zawodniczki złożyły fałszywe zeznania.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie