Wypadek z windą na dworcu. Co już ustaliła prokuratura?

Według ustaleń prokuratury, dworcową windę, która przygniotła i zabiła 60-letniego serwisanta, uruchomił pracownik tej samej firmy. Mężczyzna usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Są jednak okoliczności, które jego obrona będzie mogła wykorzystać w sądzie.

Jak informowaliśmy, 4 kwietnia na stacji kolejowej w Legnicy w szybie nowej windy doszło do koszmarnego wypadku: uruchomiony nagle dźwig przygniótł serwisanta przygotowującego urządzenie do odbioru technicznego. Mężczyzna zmarł mimo reanimacji. 

Prokuratura z pomocą biegłego z zakresu tego rodzaju urządzeń ustaliła, że winda została przełączona przez jednego z serwisantów z trybu jazdy inspekcyjnego na tryb normalny, co spowodowało jej uruchomienie w czasie, kiedy drugi pracownik przebywał w szybie windy.

- Pan usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Przyznał się i złożył obszerne wyjaśnienia. Ale nie pamięta, jak włączył windę - mówi prokurator Liliana Łukasiewicz, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Legnicy.

Podkreśla, że ofiara wypadku też przyczyniała się do tragedii, bo sześćdziesięciolatek nie stał w miejscu bezpiecznym, na kabinie, tylko na belce przed przeciwwagą. Gdyby nie to, prawdopodobnie uniknąłby przygniecenia. 

- Bezpośrednią przyczyną zgonu było uduszenie - mówi prokurator Liliana Łukasiewicz. - Poza pęknięciem żeber sześćdziesięciolatek nie miał poważniejszych obrażeń ciała.

Serwisantowi, który uruchomił windę, grozi do 5 at pozbawienia wolności. Prokurator zastosował wobec niego dozór policyjny i poręczenie majątkowe w kwocie 5 tys. zł.

- Ustaliliśmy, że obaj serwisanci, nie mieli żadnych uprawnień do pracy związanej z obsługą dźwigów osobowych - dodaje prokurator Liliana Łukasiewicz. - Pracodawca twierdzi, że ze względu na wyznaczone im czynności nie były potrzebne. Jednak już wiemy, że powinni zostać przeszkoleni. Będziemy rozważać, czy poprzez nieprzeprowadzenie szkoleń pracodawca nie przyczynił się do tego zdarzenia.